„Silva rerum” Elżbieta  Stępień 

 

Kiedy pierwszy raz wzięłam do rąk tomik „Silva rerum” Elżbiety Stępień odniosłam wrażenie, że znajdę tu kruche i eteryczne piękno.

 

 

Okładka tak bardzo kobieca, delikatna,  ale i „silna, twarda”. Niezwykle piękna i delikatna filiżanka kawy przy, której można opowiadać najbardziej skrywane historie. Zegarek,  który odmierza mijające godziny i lata… Upływ czasu, który tak wiele zmienia. Medalion z różą, atrybut kobiecości, elegancji i piękna. Listy przewiązane delikatną i elegancką wstążką. Listy zawierające najważniejsze w nich zapisane słowa. Słowa, którymi autorka ufnie dzieli się z czytelnikiem. Kamień będący symbolem trudu życia, bólu i rozczarowania, niespełnionych marzeń. Kamień, który może być tez symbolem szlachetnego kruszcu, będącego sensem i siłą trwania.  

I wszystko to spoczywa na przepięknej, ręcznie robionej serwecie, która dla mnie jest wyobrażeniem życia, które tak naprawdę jest piękne. Życie to ból i piękno, smutek i radość.

Dla mnie ta okładka jest symbolem życia i tego, co drzemie w duszy autorki.

Muszę przyznać, iż nie wiedziałam jak się mam odnieść do wierszy autorki. Jak ubrać w słowa jej wrażliwość, delikatność i piękno. Pomogła mi w tym dzisiejsza poranna pogoda. Dzień wstał piękny, słoneczny. Słońce swym blaskiem rozjaśniło świat cały. Z upływem kolejnych minut zrobiło się ciemno i szaro. Świat zniknął we mgle, która spowiła go cały. I wtedy jakby się coś we mnie otworzyło. Jakbym dalej mogła iść prowadzona słowami autorki.

Każdy z wierszy jest inny, ale połączony osobą Autorki. Wczytując się w kolejne miałam wrażenie, że zostałam zaproszona do intymności Autorki. Podążając za nią, wciąż próbowałam  zrozumieć jej słowa.

 

                                    „zapisuję ci wszystkie drżenia serca

                                    korzystaj z nich nie odkładaj na potem  

                                    wzruszenia łzy westchnienia

                                    istotą co są człowieczeństwa

                                    garść marzeń już teraz przybladłych

                                    odkurz i pozwól im poczuć słońce”

                                    „ze wszystkich zakamarków pamięci

                                    wysypują się miejsca mojego dzieciństwa

                                    to one obudziły we mnie duszę poety”

 

Dzieciństwo… jak ważny to okres  w życiu. Jakże wzruszające podążać  śladem poety.

Chciałoby się napisać, że te wiersze są hymnem zachwytu nad otaczającym światem. Dostrzeżeniem piękna w smutnym i dżdżystym listopadzie. Zachwyt nad wiosną, górami i motylami…

Poznajemy miejsca bliskie sercu autorki. Pisze o nich z czułością, miłością, nostalgią…

W wierszach przewija się i miłość niespełniona. Taka, która miała być już na zawsze, a zaginęła gdzieś w codzienności… rozmyta. Jednak ta tęsknota za miłością wciąż jest w niej żywa… zapamiętana. Pamięta to co dobre, delikatne i czułe.

Jest tu i obserwacja świata i smutek na to co dzieje z ludźmi i światem.

 

                          „świat się rozpada…”

                          …ktoś pomieszał języki

                          nie potrafimy się porozumieć

                          walcząc w imię zdradliwych idei…

                          …ciągle mam nadzieję, że kiedyś zaczniemy mówić

                           jednym głosem by każdy odczuł piękno wolności

                          a nienawiść umarła w samotności”

 

Na szczęście  pojawia się Nadzieja.

„Silva rerum”, to dotykanie otaczającego świata, myśli, wspomnień i duszy. To zadziwienie i zachwyt nad darami natury. Można by rzec, że dusza Autorki porusza się po porach roku i kwiatach. Dotyka tego co było i patrzy na to z miłością, nostalgią. Takie myśli związane z przeszłością. W jej słowach pomimo, że ciężko je ująć w ramy, czujemy jej miłość do morza i zda się, że razem z nią spacerujemy po plaży.

 

                              „…szukałeś dla mnie bursztynów…

                              Tak, jakbyś chciał w nich zamknąć miłość.

                              Na plaży zostały twoje ślady, nietrwałe,

                              Jak ułuda przyrzeczeń..”

                              „puste brzegi mojej plaży

                              gdzie samotne ślady stóp

                              wysyłają swe wołanie w świat

                              fantazyjnych falowań

                              przezroczyście nęcącego Bałtyku”

                              „…bo nieważne jak wielkie i potężne jest morze

                              ono też potrzebuje zachwytów”

 

I ten wiersz kończący „Silva rerum”. Kończący naszą podróż po intymnym świecie Autorki. Tekst będący podsumowaniem odbytej podróży zwanej ŻYCIEM. Wiersz, w którym  Autorka przyznaje,  że przez te lata polubiła siebie i zachęca, abyśmy jak ona ŻYLI

 

                                        „…więc i ty

                                        odłóż wszystko

                                        I żyj”

 

Zaakceptuj siebie i żyj. Miej marzenia i nie zapomnij o Aniołach.

Jak ubrać w słowa tak delikatne i eteryczne wręcz myśli w podróży przez intymność Autorki? Jak zbędnym słowem nie zburzyć klimatu? Jak nie wejść w ciszę z hałasem?

Pierwszy raz spotykam się z takim zamyśleniem, spokojem i intymnością myśli i zdarzeń. Takim towarzyszeniem Autorce w jej intymnym świecie. Tu każde zbędne słowo miast pięknym motylem  kamieniem stać się może. Tak trudno słowem nazwać to co w duszy się dzieje. Te łąki razem Autorką odwiedzone. Te plaże i domu rodzinnego aleje, podwórko i szkołę… Ten listopad, w którym dostrzega piękno i wiosna, która wszelkie życie budzi. Ta miłość, która miała być spełnieniem, a została nieutuloną tęsknotą i wspomnieniem. Te marzenia, które nadal stają się nadzieją. To niegodzenie się na zło tego świata. To zrozumienie, że

 

                              „już czas pożegnać fałszywych przyjaciół „

 

To dostrzeganie piękna tego świata i opieranie swego życia na pięknie, przyrodzie i delikatności natury. To siła, która nawet kamieniowi daje prawo do czucia.

 

                                „…ludzie myślą że kamienie są twarde…

                                …gdy ktoś poczuje wolność

                                już nigdy niej nie zapomni

                                nawet jeśli jest kamieniem”

 

I to zaproszenie…  Żyj… Ja pokochałam siebie. Pokochaj siebie i  ty. ŻYJ

Ten tomik jest jak delikatne płatki róży, które za długo trzymane w dłoniach możemy zniszczyć, uszkodzić. Lepiej umieścić je w szklanym naczyniu i z daleka cieszyć nimi oczy. Od czasu do czasu delikatnie wyjąć i karmić ich pięknem swą duszę.

„Silva rerum” to delikatność i eteryczność, kruchość i siła. Nostalgia i nadzieja. Smutek i delikatny uśmiech. I na koniec zwyciężają marzenia. Zwycięża zachwyt i życie. Zwycięża Nadzieja na Dobro

 

                                 „otworzę dłoń niech słowa poszybują

                                 może któreś z nich zakiełkują dobrocią”

 

.

 

 

Komentarze

Popularne posty