„Niezłomne serca” Karen Witemeyer

Dreams Wydawnictwo

Współpraca recenzencka

 

Kiedy w zbiorze „Wszystkie moje jutra” przeczytałam „Warta czekania”, czułam wielki niedosyt. Ta historia była niby posmakowanie wykwintnej potrawy.

Chciałam więcej i więcej. Chciałam dowiedzieć się więcej o Harper’s  stadion w Teksasie. Marzyłam, aby autorka nie zatrzymała się na tej historii, ale rozwinęła ją w formie książki.

Jakież było moje zdumienie i radość, kiedy w najnowszej przesyłce od Dreams Wydawnictwo znalazłam „Niezłomne serca” Karen Witemeyer. Książkę, która opowiada właśnie o tej kobiecej kolonii w Teksasie. Książkę, w której pojawiają się znani mi bohaterowie. 

 

Za sprawą pięknego pióra autorki mogłam powrócić do kobiecej kolonii w Teksasie założonej przez Emmę Chandler i jej dwie ciotki. Założonej, aby „zapewnić kobietom, którym się nie poszczęściło, czegoś, co kiedyś dała również Malowi – nowy początek.”

Emma, od ósmego roku  życia wychowywana przez  Henry i Bertie Chandler wyrosła na piękną, mądrą i odważną kobietę. Wróćmy jednak do jej dziecięcych lat. To właśnie wtedy los zetknął ją z trzynastoletnim  Malachi Shaw, który podczas mroźnej  zimy 1882 roku trafił do obory jej ciotek. To  tam pewnego mroźnego wieczoru, znalazła brudnego i przemarzniętego chłopca. Nie patrząc na jego brudne stopy, zaczęła je rozgrzewać i masować swoimi dłońmi, aby ogrzać i nie dopuścić do odmrożenia. Oddała mu swoje grube, ciepłe skarpety i rękawiczki.  Otuliła płaszczem. Można by rzec, scena jak z Biblii. Oddała płaszcz, miast umyć i namaścić, ogrzała stopy. „Coście uczynili jednemu z  najmniejszych braci moich, mniecie uczynili.”

To wtedy młody Malachi Show po raz pierwszy w życiu, doświadczył ludzkiej życzliwości i dobra. W ten wieczór los ofiarował mu najpiękniejsze dwa lata życia. Stał się jednym z członków rodziny Chandlerów. Emma zaś, jak ją zaczął nazywać, w myślach,  jego aniołem.

 

Niestety, w życiu dobro i szczęście nie trwają długo. Tak było i w życiu Mala. Pewne wydarzenia zmusiły go do opuszczenia gościnnego domu Chandlerów, jedynego jaki znał. Ponownie musiał stanąć z życiem twarzą w twarz. Na nowo musiał budować swe życie. Na nowo walczyć z niesprawiedliwością. To właśnie na kolei spotkał  Andrew, chłopca jakim sam był w jego wieku. „Dumny, zbuntowany, zdeterminowany, by udowodnić swoją wartość komukolwiek, kto dałby mu ku temu sposobność.”

Starał się troszczyć o tego chłopca jak najlepiej. „Panie, miej go w opiece – modlił się w myślach.”

Jedynym łącznikiem z domem stały się listy do Emmy. Przez te dziesięć długich lat dorósł, zmężniał. Nauczył się zawodu. Stał się ekspertem od materiałów wybuchowych. Pracował przy budowie kolei. Przez te dziesięć lat nie zapomniał o domu, w którym doświadczył tak wiele dobra. Każdego dnia starał się być coraz lepszym człowiekiem. Chciał, aby te trzy damy, które los postawił na jego drodze nie musiały się za niego wstydzić. Przez te dziesięć lat życia poza domem budował poczucie swojej wartości i wiary we własne siły.

Przyszedł jednak moment, w którym los ponownie skrzyżował jego i bliskich jego sercu kobiet, drogi. Telegram od Emmy stał się początkiem zmian w jego życiu. Mal, wyruszył na pomoc kobietom, które kochał i które były jego jedyną rodziną i całym światem.

Harper’s  Station,  znalazło się w  wielkim niebezpieczeństwie. Kobiety, które znalazły tu swój azyl są zmuszone go opuścić albo walczyć. To właśnie do obrony tego azylu, Emma wezwała Mala.

 

Czy spotkanie po latach pozwoli odnaleźć dawną bliskość i przywiązanie? Czy Emma i Malachi nadal będą, tylko dobrymi przyjaciółmi z dzieciństwa? A może ich serca powiedzą  coś więcej?

Ta bezpieczna do tej pory przystań, staje się świadkiem odwagi i solidarności mieszkających tu kobiet. Miejscem, o które chcą walczyć z całych sił. Nawet z narażeniem własnego życia. Pod kierunkiem Mala uczą się posługiwać bronią.

Karen Witemayer pokazuje, że nawet najlepsza linia obrony może zawieść, a niespodziewane decyzje i poczucie odpowiedzialności za innych, chęć chronienia ich przynieść poważne konsekwencje.

Czy w obliczu zagrożenia dochodzą do głosu nasze najlepsze cechy? Czy bylibyśmy w stanie stanąć ramię w ramię i pomimo zagrożenia życia bronić swojego miejsca na ziemi? Czy kobieca solidarność może iść w parze z odwagą? Czy kobiety, które do tej pory hodowały kury i zajmowały się ogrodem są zdolne do takich działań? Czy igłę i nitkę potrafią zamienić na broń? Czy walka o swój dom, nawet z niebezpiecznym przeciwnikiem, może okazać się zwycięską?

Czy przybyły na pomoc Malachi  Show znajdzie w tym kobiecym świecie posłuch i zaufanie? Wszak schroniły się tu sponiewierane przez mężczyzn. Oszukane przez los, samotne i pogubione.  Czy ten odważny mężczyzna poradzi sobie z nieufnością kobiet? Czy poradzi sobie z rosnącym uczuciem? Czy będzie umiał podjąć dobre decyzje? Czy chronienie kogoś przed czymś bez jego zgody i decydowanie, jest dobre?  Czy miłość oznacza chronienie kogoś przed miłością bez pytania o zgodę? Czy kobiecie wypada zawalczyć o swoje szczęście? Czy kobieta może być równie odważna jak mężczyzna? Zaiste niełatwymi ścieżkami autorka, poprowadziła swych bohaterów.


Karen Witemeyer nie byłaby sobą, gdyby swoich bohaterów nie obdarzyła czystą i prostą wiarą. Gdyby nie postawiła ich w sytuacji wymagającej boskiej interwencji. Gdyby nie zmusiła ich, aby szukali ratunku u Pana Boga. Jemu powierzali swoje trudne sprawy. Zaufali  Mu i uwierzyli.

„Macie sojusznika, który jest mocniejszy niż jakikolwiek lidzki wróg. Takiego, który jest z wami, a co więcej, może poprowadzić was, kiedy będziecie się mierzyć z przeciwnikiem. Przyłączcie się do mnie, kochani, w wołaniu do naszego Pana, wzywaniu naszego Boga.”

„Nie było czasu na żadne wątpliwości. Bóg doprowadził go właśnie do tego punktu. Teraz musiał po prostu mieć wiarę. Trwać i ufać, że jeśliby Stwórca chciał, aby Mal zmienił plany, znalazłby sposób, by dać mu o tym znać.”

Czy udało się uratować Harper’s Station? Czy wygrała miłość? Czy mężczyzna, który poświecił wszystko i oddal się w służbę obrony kobiet, będzie mógł liczyć na ich akceptację? Czy  mieszkające do tej pory samotnie, kobiety pojmą, że nie każdy mężczyzna jest wrogiem i warto jest mieć w nich swoich sprzymierzeńców?

Na koniec chciałabym zacytować słowa Victorii:

„Chcę pokazać mojemu synowi, że jeśli się w coś wierzy, to się o to walczy, nawet jeżeli wiąże się z tym jakieś niebezpieczeństwo.  Nie należy się wtedy ukrywać.”

Jakże ważne i wciąż aktualne słowa.

„Niezłomne serca”, to książka, która zachwyca tempem akcji i opisem uczuć. Zachwyca burzą emocji dziejącą się w sercach bohaterów. Porusza odwagą i determinacją. Wzrusza wywołując łzy radości i szczęścia. Sprawia, że dzień staje się piękniejszy.

Drogi czytelniku, proszę zwróć uwagę na tę piękną, jak zawsze u Drems Wydawnictwo okładkę.

Z serca polecam „Niezłomne serca” Karen Witemeyer.


Komentarze

Popularne posty