„Wszystko, czego nie mówimy”  Katarzyna Targosz

Wydawnictwo  Clara Iter

Rok wydania 2024

Liczba stron 458

 

RECENZJA  PATRONACKA

Jak napisać o książce, która wzbudziła tyle emocji? Jak napisać o książce, która jest diametralnie inna od wszystkich poprzednich książek autorki?

Książkę przeczytałam dwa razy. Za pierwszym razem nie byłam w stanie napisać ani słowa. Musiałam dać sobie czas, aby ochłonąć  i wyciszyć emocje. 

 

Zapowiedzią wszystkich przyszłych wydarzeń jest pojawiająca się już na początku, inna niż wszystkie, burza. Burza będąca zapowiedzią przyszłych wydarzeń.

„Chodziło o grzmoty, które nie przejawiały się pojedynczymi  gwałtownymi  odgłosami. Nie, one huczały przez cały czas ciągłym i groźnym pomrukiem o różnym natężeniu  głośności, sprawiając wrażenie, jakby gniew nagromadzony  w niebie już nie potrafił się rozładować, jakby zbierany tam od lat przebrał wreszcie miarę i Bóg przygotował się do ostatecznego rozliczenia się z Ziemią.”

Burza, nasturcje.  Autorka już od pierwszych stronach daje nam zapowiedź przyszłych emocji. Wprowadza nas w nastrój opowiadanej  przez siebie historii:

„…nigdy wcześniej w swoim  życiu nie zetknęła się z tak długo trwającą  burzą…”

Katarzyna Targosz zwraca też uwagą czytelnika na powieści ulubionego autora jednej z bohaterek:

„W tych powieściach żadna burza nie była tylko niewinnym zjawiskiem atmosferycznym, lecz wydarzeniem pełnym ponurych i groźnych znaczeń, zapowiedzią wstrząsających objawień i nadciągających kłopotów.”

Czy podobnie będzie i w tej historii? 

Czy myśli Karoliny o bohaterze jednej z przeczytanych książek „Przybyłem tu na skrzydłach burzy” mogą stać się rzeczywistością?

„ I być może podświadomie oczekiwała, że ktoś lub coś przybędzie „na skrzydłach burzy” właśnie do niej.

„Kto miałby do niej przybyć? I w jaki sposób zmienić jej życie? Dlaczego w ogóle miałaby chcieć w swoim życiu jakichkolwiek zmian?”

Dobre pytania. Ale czy dobre pragnienia? Zawsze zastanówmy się o co prosimy.

Nasturcje, o których autorka wspomniała już w jednym w pierwszych, zapowiadających  książkę postów, są tu nie tylko pięknymi kwiatami:

                     „Ich pnącza zaczęły wdzierać się na podest tarasu…”

Są zapowiedzią nadchodzących zdarzeń, które dosłownie siłą wedrą się w spokojne do tej pory, życie bohaterów.

 

Czy nasze myśli mogą wywołać zdarzenia ? Czy biała koperta bez nadawcy z jedną kartką A4 w środku zapisaną kilkoma słowami, jednym zdaniem, może stać się ciągiem nieprzewidzianych zdarzeń?

Jedna koperta. Pytanie dla kogo przeznaczona? Pytanie, dlaczego ktoś jest pewien, że dotyczy właśnie jego, a nie kogoś  innego? Czy każdy z bohaterów dostał białą kopertę? Czy wszystkie były takie same? Czy na widok  białej, zda się niewinnie wyglądającej koperty każdy zareagował podobnie? Dlaczego każda z osób zaczyna odczuwać strach, niepokój?

„Głupie. A może nie? Pewnie większość ludzi posiadała jakieś swoje mroczne tajemnice i taka wiadomość mogła ich do głębi poruszyć, nim okazałoby się, że to tylko żart.”

Czy aby na pewno żart?

„Jeśli ktoś podrzuca komuś wiadomość będącą w istocie zawoalowaną groźbą, zazwyczaj kieruje się pragnieniem zemsty, zazdrością lub chciwością.”

Czy tak jest i w tym przypadku? Czy o to chodzi w tej historii?

„A jeśli wszystko od początku całkiem błędnie zinterpretowała? Tak, każdego, kto ma coś na sumieniu, łatwo jest wpędzić w paranoję. Jak to było w tej kościelnej pieśni? „A grzech mój zawsze przed mymi oczyma”. Tak, właśnie tak. Jeśli ktoś żyje z „grzechami przed oczyma”, to zawsze w pierwszej kolejności pomyśli właśnie o nich”.

Grzechy przed oczyma… A co jeśli ich nie zauważamy?  Co jeśli dostrzegamy dopiero wtedy, kiedy nasz uporządkowany świat zaczyna płonąć?


Małżeństwo, rodzina. Dwa ważne filary naszego życia. Przyjrzyjmy się małżeństwu Borskich. Na zewnątrz idealni. A jaka jest prawda? Czy wiedzą po co każdej niedzieli idą do kościoła na Mszę Świętą? Czy całym sercem przyjmują ten Dar? Czy te niedzielne Msze Św. zmieniają coś w ich życiu?

Może nie byli specjalnie religijni i może nie uczestniczyli we mszy pełni świadomości bogactwa, jakie ta ze sobą niesie, ale był to stały element ich rodzinnego życia, który dotąd uważali za istotny i niezmienny.

No właśnie. Stały element. Jednak czym jest taki  „stały element” bez duchowego zaangażowania? Czy w chwili kryzysu będzie pomocą czy tylko tym „stałym elementem”? A modlitwa? Czy jest w tej rodzinie modlitwa?

Temat małżeństwa i wzajemnego zaufania jest bardzo ważny w życiu każdego człowieka. Jest bardzo ważny w książce „Wszystko czego nie mówimy”.

Pojawiają się ukryte pytania o wzajemnie zaufanie, tajemnice, przeszłość, miłość, wierność. O to czy obcej osobie możemy powiedzieć więcej niż najbliższej?

„Obrączkę nosiła od tak dawna, że praktycznie przestała ją zauważać. Ten złoty krążek stał się dla niej integralną częścią jej ciała tak samo, jak były nimi ucho czy nos”

Integralną częścią ciała? A co z sercem i duszą? Co z miłością do drugiej osoby? Małżeństwo nie może być li, tylko przyzwyczajeniem. Nie może być, tylko jakąś stałą. Nigdy nie możemy zakładać, że coś w naszym życiu będzie stałe.

Dobitnie pokazuje, to Katarzyna Targosz. Wystarczy chwila, kilka trudnych sytuacji, brak zaufania, rozmowy, by nasze życie tzw. stałe i uporządkowane życie, runęło jak przysłowiowy domek z kart. Czy bez codziennej modlitwy, bez życia z Panem Bogiem uda nam się uratować, to co zawsze uważaliśmy za stałe?

Autorka, cytując ulubionego autora,  dotyka  intymności  małżeńskiego zbliżenia.

„Seks jest antytezą śmierci, radosną celebracją życia, zaprzeczeniem grobu”

I może dlatego ich zbliżenia nasycały tylko ich ciała. Były zaspokojeniem instynktownych potrzeb, a nie „radosną celebracją życia” i „antytezą śmierci”.

Jakże ważne słowa. Czy przyzwyczajeni do siebie, poukładani zaspakajamy jedynie nasze ciała? A gdzie serce i duch?  Gdzie radosna celebracja życia? A może jednak jest ta radosna „celebracja życia”? Może jednak jest ta komunia dusz?

Czy nasze małżeństwo jest oparte na prawdziwej miłości, której nie zachwieje żadne życiowe tornado, czy jest to tylko układ dwóch żyjących obok siebie osób? Układ bardzo poprawny i wygodny, jednak pozbawiony pewnej iskry, która rozpala do czerwoności?

 A przyjaźń? Czy to, co uważamy za wieloletnią przyjaźń sprawdzi się w chwili próby? Czy będziemy stali za sobą murem? Czy w zaufaniu i spokojnej rozmowie, postaramy się ochronić przed nadciągającą burzą? Czy wszystko, co łączy nas z innym ludźmi jest prawdziwe czy było, tylko jakąś namiastką prawdziwych relacji? Na czym powinna się opierać przyjaźń?

Pytania. Ta książka rodzi bardzo wiele pytań. Bardzo trudnych, ale jakże potrzebnych, abyśmy mogli spojrzeć na nasze życie niby w zwierciadle. Zobaczyć, to czego nie widzimy. Zmienić to, co możemy, póki jeszcze mamy czas. Zdążyć przed życiowym huraganem. Ta książka to szansa. To nadzieja.

Autorka,  pokazuje, że  kiedy wydaje nam się, że  wszystko wraca do normy, życie upomina się o swoją zapłatę.

W życiu bohaterów znowu zaczynają się pojawiać koperty, a wraz z nimi pytania o prawdziwość otrzymywanych treści. Jak postąpić? Którą drogę wybrać?

Pewnie wydaje im się, że najgorsze już za nimi, że kryzys minął i że już wszystko będzie dobrze. A to tylko chwila na oddech, który pozwolił im zaczerpnąć. Nie, nie z dobroci serca. On już nie miał serca".

Uwrażliwia nas, aby ufali swoim odczuciom, przeczuciom, intuicji. Pokazuje, że  wyprzedzają rzeczywistość i pozwalają nam się  „przygotować” na to co nadchodzi. Pokazuje, że jeżeli byśmy im w pełni zaufali, moglibyśmy uniknąć wielu niebezpieczeństw.

Ta książka, to przestroga przed ufaniem dopiero, co poznanym ludziom.

„Wróciła z nim do drzwi i odszukawszy właściwy klucz, otwarła kratę. – Wejdź – zaprosiła nieznajomego, zastanawiając się jednocześnie, czy nie popełnia największego błędu w swoim życiu”

Otwierając nieznajomym drzwi zaufania, możemy drogo za to zapłacić. Warto się nad tym zastanowić. Przecież zło nie musi byc szkaradne. Bardzo często jest opakowane w piękny "kolorowy papierek".

Zasiać wątpliwości. Zburzyć wiarę w uczciwość innych. Niedopowiedzenia. Zburzenie spokoju. Zachwianie znanej codzienności. Tak mało, a tak dużo. Nie do uwierzenia, jak jesteśmy naiwni. Jak łatwo chowamy się za różnymi fasadami. Przestajemy ze sobą rozmawiać. Zamykamy się w swoich światach nie dopuszczając do nich najbliższych. Tchórze. Boli? Boli. 

Jednak, tylko prawda nas wyzwoli. Tylko odważne stanięcie w świetle Prawdy. Ale czy zawsze prawda  jest dobra? Czy czasami, nie jesteśmy w sytuacji

„antycznego bohatera tragicznego, który, jakkolwiek wybierze, zawsze wybierze źle”

Co jeśli całe życie wierzymy, że:

„...nawet najgorsza prawda jest lepsza od kłamstwa, którego naturą jest sianie zniszczenia. Tak samo niszczycielskie jak fałsz było samo zatajanie prawdy. A jednak…”

A jednak jak mamy postąpić, kiedy prawda może zaszkodzić komuś bliskiemu? Wtedy pozostaje posłuchać serca. Pozwolić, aby to serce wzięło władzę nad rozumem. Należy jednak pamiętać, że:

„…każdy czyn ma swoje konsekwencje i podejmując jakiekolwiek działanie, trzeba się liczyć z tym, że przyjdzie ponieść skutki, jakie ono przyniesie…”

Kiedy raz przekracza się starannie utrzymywaną wcześniej granicę, bardzo łatwo rzucić się za nią z zapałem i na oślep.

„…raz się potknąwszy, nie trzeba nieustannie lecieć w dół, że można się zatrzymać, nie brnąć dalej w wygłoszone kłamstwo. Prawda jest zawsze na wyciągnięcie ręki i ma wyzwalającą moc, obojętnie jak bardzo może czasem poturbować.”


Jakże uważnie i roztropnie trzeba umieć przeżyć życie. Ileż wysiłku włożyć, aby nie zboczyć z raz wybranej drogi. Aby nie zagubić się w tunelu z metalowych pergoli w wiktoriańskim stylu, oplecionych sztucznymi pnączami i kwiatami, wśród których siedzą równie sztuczne, lecz urocze kolorowe ptaki.

Aby umieć dostrzec prawdziwe piękno i nie dać się zwieść ułudzie.

Czasami jeden czyn, jedna tajemnica, pociąga za sobą cały szereg trudnych zdarzeń.

Jest jak spadająca lawina, która może okazać się śmiertelna.

Jedna z bohaterek chciała:

„Powiedzieć, jak łatwo jest w młodości popełniać błędy i jak ich konsekwencje trzeba czasami dźwigać przez całe życie. Jak trudno jest wciąż uciekać i że może lepszym wyjściem jest zmierzenie się z prawdą niż tracenie mnóstwa sił i nerwów na jej ukrywanie”

Chciała...Czy je wypowiedziała ? Czy zrozumiała, że uciekanie od przeszłości nie ma sensu? Czy przypomniała sobie, że łaskawy los daje kolejną  szansę? Pytanie czy umiemy ją dojrzeć i wykorzystać? Czy  umiemy być wdzięczni za tych, których los postawił na naszej drodze? Wdzięczni za mądrość, którą nam przekazali i wpłynęli na nasze życie. Pytanie, ileśmy z tego przechowali, a ile roztrwonili? Każdy z nas popełnia błędy. Ważne, aby na czas umieć się przyznać się do błędu.

„Bo trwanie w błędach coraz bardziej nas pogrąża, ukrywanie prawdy staje się ogromnym ciężarem, kłamstwo rozrasta się jak trujący bluszcz, a wszystko, czego nie mówimy, powoli nas niszczy i prowadzi nas do zguby.

Każdemu z nas zdarza się znaleźć w sytuacji, w której nie wiadomo, jak się zachować i co wybrać. Wiara, nadzieja i miłość są naszymi drogowskazami i ułatwiają wiele wyborów, ale czasami obraz jest tak zaciemniony, że nie potrafimy dostrzec tych drogowskazów. Czasami coś, co z pozoru wydaje się dobre, jest złe, czasami jest na odwrót. I nigdy nie uchronimy się od popełniania błędów.

Czy wszystko jest takie jakie myślimy? Czy może ktoś zna nasze tajemnice i im jest bliżej  tym dowody są bardziej wyraźne?”

Skrywane tajemnice zmuszają nas do ciągłego udawania. Zmuszają do życia w strachu. Są ucieczką od przeszłości. Wyjdą w najmniej oczekiwanym  momencie. Miast przynieść uwolnienie, zniszczą. A co jeśli ktoś odkryje nasze tajemnice? Co jeśli właściciel naszych tajemnic będzie podążał za nami niby cień? Niewidzialny, ale wyczuwalny? Wciąż blisko?

                 – „Mroczne tajemnice mają do siebie to, że się o nich nie mówi”.

A może warto podążać ścieżką zaufania i prawdy? Może warto stanąć w świetle prawdy? Może warto dać sobie szansę na życie bez sekretów?

                                    „Tak, sekrety to coś okropnego – przyznała.”

Każda tajemnica wyciągnięta na światło dzienne,  przestaje przynosić zniszczenie. Przestaje  rodzić strach i lęk. Przestaje odbierać spokój. Przynosi wolność.  Wyjawiona tajemnica przestaje być sekretem. I jak pisze autorka, staje się

                         „jedynie problem, a problemy można było rozwiązywać.”

    „wszelkie sekrety są jak ostrza, które mogą wbić się w tę subtelną materię i ją rozszarpać”

Tajemnice, sekrety, błędy. A wybory?

Czy zawsze są trafne? Czy nasze wybory dotyczą, tylko nas czy również innych? Czy konsekwencje naszych wyborów są, tylko nasze czy dotykają i innych? Czy każdy wybór może znaleźć wytłumaczenie? Czy każdy wybór może znaleźć usprawiedliwienie? Większość zapewne odpowie twierdząco. Ja jednak chciałabym zwrócić uwagę, na wybór, który nigdy nie znajdzie żadnego usprawiedliwienia. Zło. Jeżeli wybierasz zło, nie ma dla ciebie żadnego usprawiedliwienia. Zło rodzi zło. 

 

Życie. Katarzyna Targosz pokazuje nam wartość życia i konsekwencje wyboru życia i śmierci. Pokazuje, jak niszczycielski, a w zasadzie zbrodniczy wybór, dotyka wielu ludzi. Jak morderstwo najmniejszego z najmniejszych, niby rykoszet zabija dorosłych. Jak odebranie życia nienarodzonemu odbiera życie żyjącym. Straszna zbrodnia naszych czasów, którą wielu nazywa „zabiegiem” wciąż woła o pomstę do Nieba.

Zło zawsze rodzi zło.

Na szczęście autorka pokazuje też postawę matki, która chroni życie swego dziecka.

„Zdrowie noszonego pod sercem dziecka to najsilniejsza motywacja, jaką mogę sobie wyobrazić.”

Pokazuje jak wiele zrobiła, by je uchronić i zapewnić dobre życie. Pokazuje też jaką przyszło jej „zapłacić cenę.”

Autorka przestrzega, abyśmy nigdy nie starali się być kimś, kim nie jesteśmy. Abyśmy byli prawdziwi. Abyśmy nie tracili swojego prawdziwego „ja” dla kogoś, kto nie jest tego wart. Abyśmy nie tracili życia, na bycie kimś innym niż jesteśmy. Wcześniej czy później ta rola zacznie nas uwierać.

Katarzyna Targosz podaje nam pomocną dłoń. Jakże pięknie pisze o jednej z bohaterek:

„końcu sobie uświadomiła, że nie musi udawać kogoś, kim nie jest i wysilać się, aby zapunktować w dziedzinie, która nigdy nie była jej przestrzenią.”

„Wszystko, czego nie mówmy”, to ciągłe stawianie pytań. Katarzyna Targosz tworzy sytuacje, które powinny rodzić w czytelniku pytania. Czy zrodzą? To już zależy od otwartości czytelnika na tekst. Od jego wrażliwości i chęci naprawienia tego, co jeszcze nie naprawione. Uporządkowania tego, co jeszcze nie uporządkowane.              

                                           Bo teraźniejszość wynika z przeszłości.”

Tak trudno napisać o tej książce wszystko, co by się chciało. Recenzja musiałaby się chyba składać z kilku rozdziałów J

Ta książka rodzi wiele pytań. Każde zaczyna się od słów „dlaczego”, „jak”.

Książka poraża. Dlaczego? Ponieważ nie jest to ani  fantastyka, ani fantasy. To historia, która może się zdarzyć w realnym życiu.

„Cenię osoby z zasadami, ale zdziwiłabyś się, jak łatwo w odpowiednich okolicznościach większość ludzi potrafi o swoich zasadach zapomnieć.”

W tej historii nie ma winnych i nie winnych. Każdy niesie ze sobą winę. Choćby braku zaufania, niedomówień, zaniechania. Małej wiary w to, że miłość wszystko przetrzyma.

Pozwolenie, aby triumfowało zło.

Jednak czy w tej historii zło było, tylko złem? Czy nie było wynikiem innych działań? Czy pewne  działania tak do końca były złe?

Nic nie dzieje się bez przyczyny. I wszyscy mamy swoje powody, dla których coś robimy, ale nie zawsze mamy usprawiedliwienie dla swoich działań. Zresztą, niestety, nigdy nie ma usprawiedliwienia dla zła.– Niestety?!

Czy można kogoś lub coś osądzić nie zagłębiając się w motywy? Czy w innych okolicznościach pewne talenty i cechy byłyby godne szacunku?

Jak  mocno wybrzmiały słowa:

                                        -„szczerość była dla niego niezwykle ważna –

                                 zawsze dotrzymywał wszelkich obietnic, jakie składał” –            

Czy człowieka można porównać do nieotynkowanego, pustego, zarośniętego chaszczami budynku z kilkoma jasnymi cechami, które niby świece pozwalają przetrwać każdy kolejny dzień ?  Które rozpraszają mroki codzienności.

Wiele trudnych pytań. Wiele emocji. Wiele łez.

Pomimo swojej objętości, ta recenzja nie wyczerpuje wszystkiego, co chciałabym napisać o książce. Nie ma takiej możliwości. Chyba, że ślizgając się po pierwszych warstwach fabuły nie wchodząc w głębsze.

 Moim pragnieniem jest, aby zostały zapamiętane słowa :

– „Bo każdy zły uczynek sprawia, że świat staje się gorszy. Ale zawsze mamy wybór. Choćbyśmy nie wiem, jak głęboko spadali w przepaść, w każdej chwili możemy się zatrzymać. Nie musimy wciąż ulegać złu.”

To była też konfrontacja z tym wszystkim, czego nie mówimy i wszystkim, przed czym uciekamy Przemyśl to.”

To książka, która została nam zadana na całe życie. Uważny czytelnik dostrzeże wszystkie ukryte w niej prawdy. Tutaj żadne zdanie nie jest przypadkowe. Tutaj wszystko ma sens. Katarzyna Targosz niby wolny orzeł poszybowała wysoko i rozłożyła swe skrzydła. Wcześniej kolorowy ptaszek, który dawał nam piękne i poruszające treści. Teraz wolny orzeł, który poszybował wysoko w górę. Rozłożył szeroko skrzydła. Rozłożył je na całą swoją rozpiętość i niczym nie skrępowany poszybował wysoko.

Można by rzec, że z przedszkola, Katarzyna Targosz zabrała nas do szkoły. Jakby nam powiedziała, koniec(przynajmniej na razie) z delikatnymi i wzruszającymi tekstami. Koniec z delikatnym gładzeniem po główce. Czas dorosnąć i żyć bardziej świadomie. Czas przestać bawić się w życie. Czas żyć i brać odpowiedzialność za swoje czyny i słowa.

Wszystko, czego nie mówimy, niszczy nas i nasze relacje z innymi. Niszczy nas od środka. Jest jak podstępny rak, który niepostrzeżenie niszczy i zabija.

Tylko życie w prawdzie daje nam gwarancję, spokojnego życia. Jedno,  drugie niedopowiedzenie  buduje  przepaść nad, którą  nie można potem już  przerzucić mostu, a szanse na akację ratunkową są  znikome.  Zaczynajmy swe życie od prawdy. Nie uciekniemy od niej. Wcześniej czy później ktoś odkryje nasze tajemnice. Możemy być pewni, że zrobi to w chwili, w której będziemy się tego najmniej spodziewali. Zniszczy wszystko. Zostaniemy z pustymi rękami.

„Ponieważ tworzyła tak wyjątkowe dzieła, wyróżniały się one na tle innych i szybko przyniosły jej uznanie oraz rozgłos, ale nie dla tych korzyści zajmowała się swoją pracą. Traktowała ją raczej jak powołanie. Otrzymała od Boga konkretny talent i jej obowiązkiem było go wykorzystywać, jej misją było wnoszenie w świat piękna i ładu. Ale, jak to często bywa, wielki dar może być zarówno radością, jak i ciężarem”.

„W końcu okazało się, że nie dąży jedynie do własnych korzyści, ale że jest jak Boży miecz prawdy, rozcinający zasłonę kłamstw”.


 

 Wszystkie zamieszczone grafiki i zdjęcia zamieściłam dzięki uprzejmości Katarzyny Targosz.

Kasiu, dziękuję.

 

 

 

Komentarze

Popularne posty