Dzisiaj nie będzie o książkach. A może i będzie? Myślami jestem już w Świerżach. Ale może zacznę od jakiegoś początku. Piszę, jakiegoś, ponieważ tych początków było kilka. Kilka różnych początków.

Od zawsze kochałam Kresy. Kresy zawsze mieszkały w mym sercu. Ileż ja się o nich naczytałam. Ilu zdjęć naoglądałam. Niestety, nigdy nie byłam na Kresach. Wiem, wielu z Was otworzy oczy ze zdziwienia. Tak. Nigdy nie byłam na ziemiach do, których wyrywa się  serce.

Wychowana na Sienkiewiczu.  Zakochana w polskiej historii. W hetmanach Czernieckim, Żółkiewskim, Zamoyskim i Chodkiewiczu. W polskiej niezwyciężonej przez ponad 100 lat husarii. W polskich dworach i dworkach. Zakochana w „Nad Niemnem”. W tym pięknie naszej przyrody… W tym oderwanym od Polski sercu naszej Ojczyzny.

Wróćmy do Kresów i mego marzenia. Latem ubiegłego roku dotarliśmy na Podlasie, a tam na Trójstyk.  Samochód zostawiliśmy na parkingu i polną drogą udaliśmy się w kierunku  naszego celu. Ktoś powie, ot zwykła stara droga. Może i tak. Jednak nie dla mnie.  W ten piękny słoneczny dzień wszystko jawiło się jakby w innych barwach i innych zapachach. Droga była obsadzona drzewami, które dawały zbawienny cień. Przy drodze natknęliśmy się na staw z pomostem. 


Za nim, otoczony drewnianym  płotem, pomnik z krzyżem, podobny do pomnika  na cmentarzu. Jednak znajdujący się na nim napisał wskazywał na coś zgoła innego.  Zaraz za pomnikiem ujrzeliśmy dom. Ostatni dom w Polsce. Niesamowite wrażenie. Daleko od parkingu, na końcu polnej drogi stoi ostatni polski dom i ten pomnik. I zda się, że przenieśliśmy się w czasie. Tutaj inaczej czuć Polskę. 


Po dłuższej wędrówce  wyznaczoną już trasą dotarliśmy do celu naszej wędrówki. Dotarliśmy do Trójstyku, miejsca styku trzech granic Rzeczpospolitej Polskiej, Litwy i Rosji. Miejsce przedziwne. Znajduję się w Polsce, a widzę Litwę i Rosję. Niby nie powinno być żadnej różnicy. Wszak przyroda nie zawsze wyznacza granice. Tutaj jednak jakby się trzy światy zebrały. 


I ujrzały go moje towarzyszki podróży „Dziewczyna, która patrzyła w słońce” Ani Szczęsnej i „W deszczu” Ani Dąbrowskiej. Wszak ja  nigdzie nie wyruszam bez książek.

 

Potem, kiedy wracaliśmy tą drogą, słup graniczny ujrzałam.


 Wtedy przyszło olśnienie. Za tym słupem są Kresy. Droga wiodła ku Litwie.


 Poszłam, bo tam  iść można było i same niosły mnie nogi. I ujrzałam jezioro i te Kresy cudowne. Te pagórki, wąwozy i te lasy pachnące. I tak stałam na drodze i chłonęłam ten widok. Moje Kresy tak blisko i tak tęskno mi do nich…


 Tutaj kwiaty wąchałam, zapamiętać je chciałam.


Wracaliśmy w zadumie. Biało-czerwone słupki stały wzdłuż polnej drogi. Minęliśmy dom, pomnik.  I spojrzałam na pomnik i ujrzałam Chrystusa. Stał przed nim ze swym krzyżem. Szedł w świat zbawiać  ludzi. 


Kresy. Dlaczego dzisiaj pojawiły się Kresy? I te myśli, marzenia, wspomnienia?

Już niedługo,  w sobotę w Świerżach na Bug spojrzę swoim okiem. I popatrzę na Kresy. I zachwycę widokiem. Poznam ludzi, którzy tutaj mieszkają i z otwartym sercem na Monikę Oleksę czekają .

Na blog wrócę w przyszłym tygodniu.  Aleję otwartą zostawiam .


 

Komentarze

  1. Grażynko, piękne są Twoje słowa o tej pięknej, kresowej ziemi... Czuje się i widzi to wszystko, o czym piszesz... Czekam na ciąg dalszy Twojej poetyckiej wędrówki

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty